Dorli Muhr to autorka jednych z czołowych blaufrankischów w Austrii, a ona sama jest niezwykle szanowaną postacią w świecie wina. Jej winiarska kariera, która wciąż trwa w najlepsze, pełna jest ciekawych historii, a wina wychodzące spod jej ręki zdecydowanie zasługują na to, aby poznać je bliżej.
Dorli Muhr to Austriaczka z krwi i kości pochodząca z Rohrau w dzisiejszym winiarskim regionie Carnuntum. Jej rodzina od zawsze była związana z rolnictwem, w tym z uprawą winorośli, choć w posiadaniu znajdowała się jedynie niewielka winnica położona na Spitzerbergu niemająca nawet hektara powierzchni. Dorli wspomina, że czas zbiorów był w jej rodzinie wyczekiwany przez wszystkich i choć wina nie powstawało dużo, to przez kolejne miesiące było ono spożywane wraz z przyjaciółmi podczas rozmaitych rodzinnych spotkań.
Pasją do wina Dorli zaraziła się podczas studiów ( tłumaczka języka francuskiego ) i właśnie w tym czasie pojechała w roli tłumacza na targi wina do Nowego Jorku. Było to pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy to winiarstwo austriacki przeżywało trudny okres po słynnej aferze glikolowej. Muhr postawiła sobie za cel odbudowę renomy win ze swojej ojczyzny i jeszcze w czasie studiów założyła agencję promocyjną, która miała specjalizować się w promocji austriackich win. Był to strzał w dziesiątkę, bo dziś jej agencja Wine&Partners jest jedną z najlepszych w swojej dziedzinie, a klientami są słynne na całym świecie marki, organizacje i instytucje by wymienić choćby Gault&Millau , Eisenberg DAC, Leithaberg DAC, Vina Montes, Bodega Kaiken, Cantina Tramin, F.X. Pichler, Niepoort, Penfolds, Wines of Alentejo. Wein&Co.
W 1995 roku Dorli odziedziczyła wspomnianą małą winnicę w nieznanym jeszcze wtedy siedlisku Spitzerberg. Wykopała stare krzewy i obsadziła ziemię odmianą blaufrankisch. Jednak szybko oddała ją w dzierżawę i zakupiła za namową przyjaciela 10 hektarów w Toskanii, choć z tego włoskiego projektu nic poważnego nie wyszło. Następnie, los zaprowadził ją do Portugalii, gdzie poznała swojego ( byłego już ) męża Dirka Niepoorta ( to ten pan od porto 😉). W końcu wróciła do rodzinnego Carnuntum i razem z mężem w 2002 roku wyprodukowała swoje pierwsze wino dokupując też kolejne hektary winnic. Powstała ich wspólna winiarnia Muhr-van der Niepoort. Dość szybko o winach wychodzących spod ich ręki zrobiło się całkiem głośno. W 2007 roku małżeństwo Dorli i Dirka rozpadło się, choć sam Niepoort czuwał jeszcze przez pewien czas nad winami powstającymi w Carnuntum. Po dziesięciu latach od rozpadu związku, Muhr i Nieeport rozstali się także ekonomicznie, a od 2019 roku Dorli prowadzi winiarnię już tylko pod swoim nazwiskiem – Weingut Dorli Muhr.
Dorli Muhr swój ukochany Spitzerberg chce przekształcić w siedlisko w rodzaju grand cru bardzo intensywnie działając w tym kierunku. Spitzerberg to wzgórze wciśnięte w korytarz między Alpami a Małymi Karpatami, co zapewnia temu miejscu szczególne warunki. Podłoże jest tutaj również wyjątkowe i bardzo zróżnicowane ( dominują wapienne piaski ), co wpływa finalnie na same wina. Więcej szczegółowych informacji o tym siedlisku znajdziecie na stronie producenta.
Spitzerberg to siedlisko przede wszystkim blaufrankischa, który daje tutaj wina lżejsze niż choćby w Eisenberg DAC i burgundzko eleganckie. Dorli Muhr specjalizuje się właśnie w tej odmianie, a 80% jej winnic obsadzona jest tym szczepem. Ponadto w swoich winnicach ma jeszcze merlota i syrah. Od 2018 roku winiarnia posiada certyfikat uprawy winorośli w sposób organiczny. Same wina fermentują w otwartych kadziach z udziałem dzikich drożdży, następnie dojrzewają 20 miesięcy w używanych beczkach zwykle z drewna akacjowego. Wina nie są też filtrowane przed zabutelkowaniem. Dorli Muhr trzyma się swoich zasad produkcji wina już od wielu lat i trzeba przyznać, że chyba nie musi nic zmieniać w tej kwestii.
Odwiedzając jakiś czas temu Wiedeń, miałem okazję spróbować win od Dorli Muhr i przywieść ze sobą do kraju kilka butelek. Na miejscu piłem m.in. Cuvée vom Berg ( kupaż blaufrankischa i innych szczepów w zależności od rocznika ) oraz jej Carnuntum ( kupaż blaufrankischa i syrah ). Na czołowe etykiety przyjdzie jeszcze pora, a teraz krótko o winie Samt&Seide Blaufrankisch Prellenkirchen 201, które jest oczywiście jedną z jej interpretacji czystego blaufrankischa.
Nazwa wina Samt&Seide oznacza aksamit i jedwab. Grona pochodzą z 20 parceli na południowych stokach Spitzerbergu. Winorośle liczą sobie między 15 a 35 lat. Jak sama nazwa wskazuje, wino jest aksamitne i jedwabiste w swojej materii i teksturze. Odnajdziemy w nim akcenty śliwki, żurawiny, malin, odrobinę jeżyny, liścia laurowego, ale też nieco drewna, mięsnych i skórzanych nut. Gładkie w ustach, dobra kwasowość, tanina przyjemnie łączy się z owocem, a do tego szczypta mineralności. Bardzo eleganckie i subtelne wydanie blaufrankischa.
Pasuje do kiełbasek, gulaszu, mięsa z dodatkiem czerwonej kapusty, sznycla po wiedeńsku, kaczki, pieczonego kurczaka, polędwiczki wieprzowej.
Wino zakupiłem zagranicą