Krótka przerwa od win, ponieważ tym razem nie będzie o nich, a o likierach. W zasadzie to o trzech likierach, których na pewno warto spróbować, kto jeszcze tego nie uczynił. Chartreuse, Drambuie, Cuarenta y Tres – bo o nich mowa to wyjątkowe w swoim rodzaju trunki, każdy z odmienną historią, każdy z innego kraju i każdy oferujący ciekawe doznania smakowe.
Po likiery oraz po inne alkohole ( kilka z nich opisywałem na blogu ) sięgam od czasu do czasu, gdyż podobnie jak wino są źródłem interesujących doznań smakowo – aromatycznych i można poddać je zbliżonej analizie, jak w przypadku wina. Poza ich przyjemną degustacją solo są składnikiem wielu świetnych drinków, a także można je wykorzystywać do wzbogacania potraw, sosów, deserów itp.
Zacznę od Chartreuse, którego znam już dość dobrze, gdyż piłem go nie pierwszy raz. Likier ten występuje w dwóch podstawowych wersjach: zielonej i żółtej (są też egzemplarze o wydłużonym okresie dojrzewania, większej mocy itp. ). Zielony Chartreuse jest bardziej popularny i o nim też dziś parę słów więcej. Chartreuse ma dość długą historię. Jest wciąż wytwarzany przez zakonników – kartuzów we Voiron koło Grenoble we Francji.
Podstawą likieru jest destylat winny, który aromatyzuje się składnikami roślinnymi ( ziołami ) poddanymi wcześniej destylacji, maceracji lub infuzji. W sumie jest to ok. 130 różnych ziół. Co ciekawe, tylko dwóch zakonników w danym momencie zna wszystkie 130 ziół oraz to jak je ze sobą mieszać itd. i to oni nadzorują cały proces produkcji. Gdy jeden z braci zakonnych umrze, drugi przyucza kolejnego mnicha. Podstawowy Chartreuse dojrzewa w beczkach około pięciu lat, a wersje o wydłużonym czasie dojrzewania nawet 8 lat. Okres leżakowania trunku również nadzorują jedynie owi dwaj zakonnicy. Warto też podkreślić, że Chartreuse to jedyny likier na świecie, który posiada naturalnie zielony kolor, bez żadnych sztucznych barwników. Barwę zawdzięcza jedynie naturalnym składnikom ( to samo dotyczy żółtego Chartreuse ). Te liczne zioła wchodzące w skład likieru zostały zapisane na manuskrypcie autorstwa prawdopodobnie XVI-wiecznego nieznanego alchemika, o wielkiej zielarskiej wiedzy, który to dokument zakonowi kartuzów w 1605 roku przekazał Francois Hannibal d’ Estrées, marszałek artylerii króla Francji Henryka IV. Sam przepis zawarty w manuskrypcie był bardzo złożony i tylko jego część została zrozumiana i wykorzystana do produkcji „eliksiru długiego życia” jak nazywany bywa Elixir Vegetal de la Grande-Chartreuse, oryginalna wersja likieru produkowanego przez kartuzów zgodnie z tym, co odczytano na manuskrypcie.
Z czasem ten eliksir częściej zaczęto wykorzystywać nie jako lekarstwo ( czemu pierwotnie miał on służyć), a jako napój. Zdając sobie z tego sprawę zakonnicy w 1764 roku zaadaptowali przepis z manuskryptu i stworzyli jego łagodniejszą wersję, znaną dziś jako zielony Chartreuse, powszechnie dostępny likier o mocy 55% ( natomiast oryginalny eliksir to aż 69% alkoholu, powstał w 1737 roku, nieco trudniej dostępny. Z kolei żółty Chartreuse produkuje się od 1838 roku).
Zielony Chartreuse to likier naprawdę unikalny, trunek potężny i niezwykle rozgrzewający. Wąchając go czujemy się niczym w zielarskim sklepie, mnóstwo tu ziół, które jednak trudno zidentyfikować. Pośród tej ziołowej mieszanki, na podniebieniu przebija się subtelna słodycz. Chartreuse to prawdziwa klasa. To nie tylko zwykły likier, ale świetny digestif i prawdziwe lekarstwo. Myślę, że jest w stanie uleczyć nie jedno przeziębienie. Obowiązkowa pozycja do spróbowania.
Na marginesie, żółta wersja likieru ma nieco mniejszą moc ( 40% ), jest bardziej łagodna i słodsza niż zielony odpowiednik. Kolor również zawdzięcza naturalny składnikom.
Chartreuse najlepiej pić solo schłodzony, by wydobyć wszystkie aromaty. Likier jest także składnikiem wielu wyśmienitych koktajli, a Francuzi dodają jego kapkę ( zieloną wersję ) do gorącej czekolady.
Teraz kilka słów o kolejnym likierze, moim niedawnym odkryciu – Drambuie. Słyszałem o nim od dawna, lecz do tej pory jeszcze go nie próbowałem, ale już wiem, że po pierwszym łyku mogę zaliczyć go do moich ulubionych likierów.
Drambuie to szkocki wkład do świata likierów. Nazwa Drambuie pochodzi od szkocko gaelickiego zwrotu An Dram Buidheach, co oznacza „The Drink that Satisfies”( napój, który zadowala ). Jest to niepowtarzalna kompozycja szkockiej whisky, wrzosowego miodu i ziół. Pełna receptura jest oczywiście tajemnicą producenta. Legenda głosi, że tą recepturę otrzymał kapitan John Mackinnon w 1746 roku od księcia Karola Edwarda Stuarta, zwanego przez Szkotów Bonnie Prince Charlie. Przepis na owy likier był nagrodą za to, że po przegranej bitwie pod Culloden kapitan uratował księcia przed niewolą angielską, przewożąc go na wyspę Sky, skąd pretendenta do brytyjskiego tronu zabrał francuski statek. Rodzina Mackinnon wciąż wytwarza ten likier, ale już nie na wyspie Sky, lecz w pobliżu Edynburga. Sama nazwa Drambuie została zastrzeżona w 1892 roku. Istnieje też hipoteza, że to nie Prince Charlie, a rodzina Mackinnon dysponowała recepturą i tradycyjnym trunkiem swego rodu podtrzymywała księcia na duchu. W każdym bądź razie nie wnikając w szczegóły Drambuie jest po prostu wyjątkowy, trzeba się o tym przekonać samemu.
Podstawą likieru jest mieszanka szkockiej whisky słodowej i zbożowej, do tego dochodzą składniki aromatyczne. Jest tu miód, zioła, przyprawy, podobno jest w nim m.in. szafran, goździki. Whisky słodowe wchodzące w skład Drambuie są starzone nawet do 15 lat w beczkach.
Co do jego degustacji, to Drambuie urzekł mnie od samego początku. Najpierw w ustach wita nas ciepły i słodkawy posmak miodu, by po chwili na podniebieniu poczuć dotyk whisky. Przejście między tymi dwoma komponentami jest perfekcyjne, a całość subtelna i zmysłowa. Do tego kwiatowe i ziołowe akcenty skąpane w szkockiej whisky, która przeważa w finiszu. Wyborny alkohol.
Podawać schłodzony lub z lodem. Klasyką jest drink o nazwie Rusty Nail, czyli Drambuie podany pół na pół ze szkocką whisky. Jednak pysznych możliwości koktajlowych jest znacznie więcej. Szkoci często skrapiają lub piją ten likier do ich tradycyjnego ciasta z Dundee.
Na koniec propozycja z Hiszpanii – Cuarenta y Tres, likier znany także pod nazwą Licor 43.
Jest on najsłodszy z trzech prezentowanych przeze mnie likierów. Cuarenta wytwarzana jest w Kartagenie we wschodniej Hiszpanii. Jak głosi tradycja, kiedy Rzymianie zdobyli Kartaginę, spotkali tutaj na miejscu tzw. Liqvor Mirabilis, co w tłumaczeniu oznacza wspaniałą, cudowną ciecz. Był to aromatyczny eliksir o złotej barwie produkowany z lokalnych ziół i owoców. Rzymianie zakazali jego produkcji i konsumpcji, ale Kartagińczycy robili to dalej potajemnie. Ten dawny trunek stał się inspiracją dla receptury Cuarenta y Tres. W latach 40 XX wieku produkcję likieru rozpoczął Diego Zamora i to właśnie do Zamora Group należy marka Licor 43.
Likier dość szybko zyskiwał na popularności i szybko stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych hiszpańskich alkoholi na całym świecie.
Skąd nazwa Cuarenta y Tres, czyli po hiszpańsku 43? Nazwa wzięła się stąd, że likier zawiera 43 różne składniki, rozmaite zioła, przyprawy. Dokładna receptura jak to zwykle bywa jest strzeżoną tajemnicą, która przechodzi z pokolenia na pokolenie. Podstawą likieru jest brandy, do tego dochodzą nalewy na różne składniki aromatyczne wśród których przeważa wanilia. Cuarenta ma moc 31%. Wanilia jest rzeczywiście wyraźnie wyczuwalna, choć nie tylko ona jest tu obecna. Można wyczuć też nuty owoców, słodkich przypraw, ziół. Całość jest słodka i ciepła.
Pijemy schłodzoną bądź z kostkami lodu lub z dodatkiem niewielkiej ilości świeżego soku z pomarańczy. Cuarenta doskonale pasuje do ciepłych deserów z duszonymi owocami oraz z tymi na bazie czekolady. Można też nią polać crema catalana – hiszpański odpowiednik crème brulee, stosować jako dodatek do sosu do naleśników czy przyrządzać z jej udziałem wyrafinowane konfitury.
Podsumowując, warto skosztować każdego z tych trzech likierów, gdyż każdy z nich reprezentuje zupełnie inny styl, oferując nam odmienne doznania. To również dobry pomysł na prezent ( patrz zakładka Wino Na Prezent ).