Mikroskopijna wioska Ipši niedaleko Motovunu w istryjskim interiorze to miejsce, które wielu z was zapewne nic nie mówi. Jeżeli nie słyszeliście o rodzinnej posiadłości Ipša, to wcale wam się nie dziwię. Ci, którzy z kolei dotarli tutaj ( a jestem pewien, że wśród czytających te słowa jest takich niewielu ) dobrze wiedzą, o co chodzi. Mówiąc krótko, Ipša to pyszne wina i genialne oliwy i właśnie po to warto się tu wdrapać.
Wdrapać oczywiście samochodem, bo w przeciwnym razie może być ciężko albo przynajmniej wszystko zajęłoby dużo więcej czasu. Mimo, że to tylko dosłownie kilka kilometrów od głównej trasy, to trzeba wspiąć się nieźle pod górę przez istryjski las i gaje oliwne. Gdy już dotrzemy do celu, mamy wrażenie, że jesteśmy na końcu świata. Niczym niezmącona cisza i spokój, wokoło nie ma żywej duszy, w zasięgu wzroku gęste korony drzew wyglądające jak zielony dywan rozłożony na istryjskich wzgórzach poprzecinany miejscami drzewami oliwnymi i winnicami. Szczęście, że są nadal takie miejsca, których piękna człowiek jeszcze nie zniszczył.
Kto zdecyduje się na tą małą wyprawę w to miejsce, będzie mógł nie tylko podziwiać bukoliczne widoki, ale też spróbować i zakupić pysznych i wielokrotnie nagradzanych win oraz oliw od rodziny Ipša. O mojej wizycie w tej niewielkiej posiadłości pisałem tutaj przy okazji recenzji ich świetnej malvaziji. Dla szybkiego przypomnienia, Ipša to niewielki rodzinny producent, a ich wina i oliwy biją na głowę sporą część bardziej znanej konkurencji. Właściciele postanowili powrócić do tradycji swoich przodków i w 1998 roku na nowo zaczęli pracę w starych gajach oliwnych, jak i w winnicach. Istria słynie przecież z wybitnej oliwy i niejednokrotnie została uznana za najlepszy region do jej produkcji. Wina tutaj również świetnie się udają, a Ipša może być wzorem zarówno w kwestii jednego, jak i drugiego. Potwierdzają to choćby liczne nagrody, którymi rodzina może się pochwalić. Dla mnie ich oliwy to bez wątpienia jedne z najlepszych w całej Istrii. Ipša tłoczy genialne aromatyczne oliwy z takich odmian jak frantoio, leccino, bjelica, crnica, bugla. Są naprawdę doskonałe.
Niemniej fascynujące są tutejsze wina. Producent rozwinął małą winiarnię i tworzy naprawdę interesujące etykiety. Winorośle podobnie jak oliwki, są uprawiane w sposób ekologiczny i zrównoważony. Rodzina Ipsów przykłada dużą wagę do otaczającej ich ziemi i środowiska naturalnego. Jeśli chodzi o wina, to idą one w kierunku tych naturalnych. Powstają tu świetne pomarańczowe malvasie, pinot gris oraz czerwone kupaże z siedliska Santa Elena znajdującego się 420 m n.p.m. Portfolio jest małe, ale bardzo solidne. Wina fermentują spontanicznie z udziałem dzikich drożdży, przechodzą wydłużoną macerację i poddawane są dojrzewaniu w drewnianych beczkach. Są doprawdy wyjątkowe. Zarówno samych win jak i oliw można spróbować przed zakupem w niewielkim sklepiku i sali degustacyjnej. W gospodarstwie Ipsów wszystko jest malutkie i kameralne, ale za to wielkie są owoce ich pracy.
Po opisywanej wcześniej malvaziji, pora na drugie wino, które przywiozłem ze sobą prosto z winiarni. To Ipša Santa Elena 2018.
To kupaż 50% merlot i 50% refosco. Nazwa wina pochodzi od nazwy winnicy zlokalizowanej w pobliżu wioski Oprtalj na wysokości 420 m n.p.m. Maceracja trwa 15-25 dni. Dojrzewanie następuje w 225-litrowych dębowych beczkach przez 12-16 miesięcy, a następnie wino odpoczywa jeszcze 6 miesięcy w butelce. Ta etykieta to prawdziwa petarda! Skoncentrowane, pełne, wyraziste wino o tanicznym kręgosłupie, ale i zaznaczonej kwasowości, z mocno dojrzałym owocem spod znaku truskawki, wiśni, korzennej śliwki, jagody, czarnej porzeczki, pestki wiśni. Do tego pieczona/suszona papryka, odrobina ciemnej ziemi, delikatna korzenność przypraw, karob, trochę drewna. Poważne wino, które pije się z ogromną przyjemnością.
Można podać do mięsnej kuchni – pieczone, grillowane, czy wolno gotowane mięsa, kaczki, dań z wyrazistym sosem pomidorowym, marynat w stylu azjatyckim z sosem hoisin.
Wino zakupiłem zagranicą